zwierzchności choćby katechizm, którego nie umiał.
Nie lubiono go bardzo, ale nieprzyjaciół nie miał. Rektorowi służył i okazywał mu najuniżeńsze poszanowanie, wyprzedzając myśli jego; tak samo kolegom gotów był z pomocą, bo się ich obawiał, a na walkę czasu nie miał.
Nauki miał mało, ale zato zręczności wiele i ta starczyła za wszystko. Ospowaty, ciemnéj płci, mały, włosów na głowie kręconych, trochę łysy, zawsze uśmiéchnięty, niezmordowany, ruchliwy, biegał raczéj niż chodził, widział i wiedział najlepiéj, co się gdzie działo: ale do niczego się nie wtrącał, nie życząc sobie, aby i w jego sprawy wglądano ściśle. Raz doroku, na imieniny pani Sprengerowéj, wydawał podwieczorek, słynący ze wspaniałości, na który kupował kilka butelek wina. Studenci téż dnia tego mieli łakoci podostkiem i zapominali, jak często zato głodnymi być musieli dni powszednich.
Ze Sprengerową, która nieustannie skarżyła się, bolała, utyskiwała, pani Bojarska żyła mało, widywały się jednak czasami. Profesor zimnym był dla kolegi, znajdując że to powadze stanu uwłaczało z uczniów chciéć sobie robić majątek. Nie wdawał się jednak w krytykę. Sprenger, czując go zimnym, tém bardziéj mu nadskakiwał i gdzie jaką książkę pochwycił, biegł z nią do
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/40
Ta strona została skorygowana.