Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/404

Ta strona została skorygowana.

dziawszy się iż Bojarski mieści się gdzieś licho na poddaszu, dostrzegł w tém symptom zbliżenia się do cygaństwa wogóle i wyszukał profesora, aby się naocznie przekonać, do czego była podobną owa pustelnia.
Nie znalazłszy w niéj ani szpagatówki, ani takiego nieładu, jaki Cyganów odznaczał, zbyt wiele ksiąg i czysto utrzymane izdebki — uspokoił się, iż mu Bojarski jego buławy nie odbierze.
Spokojny umysł, zapatrywanie się na świat trzeźwe, wiara w pracę, gdy Cyganie wierzyli tylko w geniusz i z obawy utracenia oryginalności woleli nieuctwo, do reszty przekonały Skórkę, iż Bernard do jego bandy nigdy należéć nie będzie.
Żardyński niemal się gniéwał za dobrowolne upokorzenie i zniżenie stopy życia młodego pracownika.
Wsystko to bardzo piękne — mówił — ale ludzie jak cię widzą, tak cię piszą. Czynisz się maluczkim, to chętnie powiedzą żeś niczém. Widzą żeś ubogi, niewymagający, więc zamiast dopomódz, będą wyzyskiwali twe położenie i wymagania skromne. Zła rachuba ze wszech miar.
— Ja bo wogóle rachmistrzem nie jestem — westchnął Bojarski.
Przez bardzo długi czas Mulińca wcale nie widywał Bernard; zjawił się nareszcie jednego dnia,