go wyśmiéwał, profesor Żardyński obawiał się o niego, a panna Henryka niespokojna powtarzała:
— Wszystkich nas zawstydza, ale czy to podobna, aby wytrwał tak zawsze, zapominając o sobie, a żyjąc tylko dla drugich? To człowiek innéj epoki, który przyszedł zapóżno, czy zawcześnie.
Encyklopedya, przy najlepszych chęciach, staraniu i gorliwości Bojarskiego, szła nieosobliwie. Miał on w niéj udział czynny, ale nie rozporządzał planem i wykonaniem wedle swéj myśli. Na czele redakcyi stał człowiek bardzo zdolny, lecz niekoniecznie sumienny, któremu szło więcéj o pozory, o połysk, niż o wartość wewnętrzną dzieła. Pan Teofil z nim się godził zupełnie. Olśnić czytelników, obiecywać, a potém zbyć lada czém, zdawało się im nieuniknioném i jedynie praktyczném. Bernardem posługiwano się jak mułem, wkładając na niego największe brzemiona, a nie pozwalając mu rozporządzać się.
W posiedzeniach i naradach redakcyi nie było dobréj wiary. Bojarski mówił co myślał i o czém był przekonanym, inni zaś to, co im się zdawało dogodném.
Po piérwszych dniach pracy żywéj i wesołéj, nastąpiły troski, ciężar dał się uczuć... Bernard żałował w duchu, że się związał tam, gdzie nie
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/420
Ta strona została skorygowana.