do innych — musiał wyznać w duchu, że nazbyt się zaniedbał. Potrzeba było się odświéżyć, ale nie wiedział jak się wziąć do tego. Za piérwszém spotkaniem spytał o to Cezara.
— Dawno ci chciałem zrobić te uwagę, żeś się opuścił zbytnio, a że ludzie tak cię piszą jak widzą, należałoby na to radzić. Surdut się lśni na łokciach et caetera... Ale to rzecz najpospolitsza w świecie: dam ci adres mojego krawca.
— A nie mógłbyś mi powiedziéć co to będzie kosztowało, mniéj więcéj? — zapytał Bojarski.
Muliniec począł liczyć, ale nie byli jeszcze w połowie regestru rzeczy niezbędnych, gdy się Bernard za głowę pochwycił. Znajdował marnotrawstwem wyszafowanie takiéj sumy na tak zwane gałgany.
— Gdybym już mógł i chciał kilkaset złotych wydać, co nie jest mi łatwém — odparł — to wiész cobym zrobił? Codzień prawie potrzebuję słownika Lindego, obchodzę się pożyczanym, lub biegam zaglądać do niego. Wolałbym kupić słownik, toby mi daleko było milszém i użyteczniejszém, niż surdut i et caetera.
Muliniec śmiał się, pokładając na kanapie.
— Ale bez przyzwoitego ubrania nie możesz w przyzwoitych bywać domach — odparł — a bez ludzi i towarzystwa, sam to przyznasz, obejść się niepodobna.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/422
Ta strona została skorygowana.