mi, mało się mieszał i poufalił z towarzyszami. Nie waśnił się z nikim, ale nie przyjaźnił téż, bo sobie nikogo dobrać nie mógł. Dla rówieśników był zbyt poważnym, dla starszyzny zamłodym. Lubił mówić o tém, co innych wcale nie zajmowało.
Starsi nazywali go pedantem, pomimo to w ciężkich razach zasięgając od niego objaśnień potrzebnych, których on umiał dostarczyć, korzystając z ojca książek i notatek.
Bernardek do zbytku na swój wiek marzycielem był i dojrzéwał nadto prędko. Odzywały się w nim chwilowo młodość i temperament dziecinny, lecz najmniejsza pobudka do myślenia zwracała go ku ulubionym naukom. Ojciec w poważnem tém usposobieniu nie widział niebezpieczeństwa — cieszył się niém; ale matka potajemnie uboléwała, obawiając się przedwczesnéj dojrzałości. Wołałaby go widziéć mniéj rozumnym, podobniejszym do pospolitych dzieci, a silniejszym i weselszym, mniéj zadumanym i nie tak zajadle pracowitym.
Według niéj jadał zamało, sypiał zakrótko, uczył się zadługo, męczył się zbytecznie.
W duszy ojciec powtarzał z dumą, spoglądając na to krzątanie się niezmordowane:
— Da Bóg będzie z niego człowiek.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/44
Ta strona została skorygowana.