Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/441

Ta strona została skorygowana.

Piérwszy Muliniec, dowiedziawszy się o tém, wpadł do Bernarda prawie gniéwny.
— Cóż to znowu głoszą? przyjąłeś dziecko Klary, téj co była tancerką? Gdzie? jak ci je narzucono? Godziłoż się....
Bernard usta mu zamknął.
— Posłuchaj — rzekł z powagą. — Postąpiłem może nierozważnie, biorąc na siebie odpowiedzialność i obowiązki, którym mi trudno bodzie podołać, alem się oprzéć nie mógł. Nie będę niczego taił przed tobą... Byłem dzieckiem, gdym się zakochał w Klarze, piérwszą i ostatnią miłością mojego życia. Stworzyłem z niéj sobie ideał, któremu rzeczywistość straszliwy kłam zadała. Wiész. Słyszałeś, jaki los spotkał tę kobiétę. Jeden krok fałszywy popchnął ją ku przepaści. Wyszła za mąż za jakiegoś łotra, została wdową z tém dziécięciem, bez grosza, bez sposobu do życia. Nie mając nikogo na świecie, przywlokła się tu z synaczkiem, ufając że ja może będę mu opiekunem. Skonała z tą nadzieją... Mógłżebym odepchnąć siérotę?
— Lecz cóż ty z nią poczniesz, na Boga miłego! — podchwycił Muliniec, rozgrzéwając się. — Myśmy wszyscy o ciebie samego troszczyli się, że rady z trudnością dasz własnemu utrzymaniu, potrzebom i zabezpieczeniu przyszłości.... Cóż teraz,