cą. Jest więc postęp widoczny i można miéć nadzieję, iż im daléj będzie, tém lepiéj.
Miał-że się z nim sprzeczać i odejmować mu odwagę Muliniec?... Zamilkł.
W parę miesięcy potém całkiem inaczéj urządził się Bojarski. W tym samym domu, w którym mieszkał na drugiém piętrze, było parę pokoików do najęcia. W nich pani sekretarzowa, która dozorowała niegdyś Klarę, podjęła się zamieszkać razem z Tomciem. W ten sposób opiekun miał go ciągle na oczach. Wprawdzie odebrać go z restauracyi od grubéj jéjmości i dziewcząt, które go psuły i okarmiały, nie było łatwo, ale należało myśléć o przyszłości, bo piérwsze wrażenia są dla dziécięcia na całe życie drogoskazem. Bernardowi ciężko było dla Tomcia całe zaprowadzać gospodarstwo, ale mu jéjmość wyrachowała, że z nią razem niewiele ono będzie kosztowało; — służąca z tego samego piętra, przychodząca parę razy na dzień, starczyła do pomocy sekretarzowéj.
Bojarski podawnemu stołował się u swojéj przyjaciółki, aby dozorczyni Tomcia nie przyczyniać kłopotu; powracał powoli do zwykłego trybu życia, rwał się z potrzeby do pracy jeszcze goręcéj, aby zarobić dla dziecka i dla siebie; ale pomimo najusilniejszego starania, aby się jaknaj-