Często więc usiłowano go pozyskać, gdy szło o ważniejszą jaką sprawę.
Ale Bojarski piérwszego lepszego wymagania, choćby mu na wagę złota mogło być opłacone, nie przyjmował i dopóty się nie podjął pisać, dopóki się nie przekonał, że cel był uczciwy i jego pojęciom się nie sprzeciwiał.
— Cóżbym ja wart był? — odpowiadał zimno gdy nalegano. — Wprostbym się mógł nazwać najemnikiem, gdybym podejmował się jak żołdak za piéniądze służyć, nie pytając o sprawę. Jeżeli rzecz poczciwa i pożyteczna, to choćby krew za nią, nie atrament, przeléwać przyszło... ale jeżeli mi się wydaje podejrzaną, za nic w świecie nie podejmę się jéj poruszyć.
Komu po rozpatrzeniu się Bojarski raz odmówił pióra, ten już nie miał poco iść do niego.
— To jedno mnie ratuje — mówił spokojnie znajomym — inaczéj wołałbym drwa rąbać, a piórobym porzucił.
Stosunki Bernarda w tym czasie, o którym mowa, nie polepszyły się wcale. Znał wiecéj ludzi, ludzie go znali lepiéj, ale przyjaciół miał niewielu. Prawdomówność mu ich odbiérała.
Pochlebiać nie umiał nikomu, a im kogo kochał więcéj, tém natarczywiéj starał się go nawracać, gdy widział w błędzie.
Gniéwano się na niego... znosił to cierpliwie;
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/449
Ta strona została skorygowana.