Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/452

Ta strona została skorygowana.

Wszystko co miał zabrawszy z sobą, pobiegł natychmiast z chłopakiem, który go prowadził, płacząc, na owo straszliwe poddasze, gdzie Skórka na podłodze, w koszuli jednéj, wychudły, tarzał się w strasznych boleściach naprzemiany i straszniejszych może jeszcze zdrętwieniach.
Zaledwie rzuciwszy okiem na te nieszczęśliwą ofiarę umysłowéj aberacyi jakiéjś i szału, Bernard musiał, sam tu nic nie mogąc radzić, biedz po lekarza, a że wiedziano o życiu, nałogach i chorobie Skórki, niełatwo było skłonić kogo, aby szedł radzić tam, gdzie zdawało się że żadnego nie było ratunku, bo w chwilach oprzytomnienia Skórka dopominał się wódki i zaléwał nią znowu.
Szpital, pilny i ostry dozór nad człowiekiem już sobą niewładnącym, był jednym środkiem wątpliwego ocalenia. Bojarski musiał biegać, aby wyjednać przyjęcie do niego, swoim kosztem chorego przenosić, płacić za piérwsze jego potrzeby i wymodlić dla niego opiekę zwierzchności domu chorych. A że sam już do ostatniego grosza wydał, że jemu i Tomciowi nie było za co kopić powszedniego chleba, musiał restauratorkę tymczasowo uprosić, aby żywiła ich wszystkich.
Choroba Skórki trwała kilka tygodni; zdawała się nawet dawać nadzieję uléczenia; ale siły były wyczerpane i Cygan, niewiadomo jakim sposo-