bertka, którą los biédnego nauczyciela syna poruszył. Obie panie natychmiast złożyły więcéj niż było potrzeba i posłały choremu siostrę miłosierdzia. Hr. Zygmunt pojechał do swego lekarza, a ten był jednym z piérwszych ówczesnych stolicy, i skłonił go, aby się natychmiast zajął Bojarskim i do wyzdrowienia go nie opuszczał.
Gdy po kilku dniach zupełnéj nieprzytomności piérwszy raz oczy otworzył chory i zobaczył u łóżka siedzącą zakwefioną, ze smutną twarzą zakonnicę — nie mógł długo zrozumiéć, co się z nim stało, gdzie był.
Mówić i pytać mu zakazano. Osłabionym był straszliwie. Usnął po chwili.
Przyjście do zdrowia niełatwém było i prędko nie mogło nastąpić, ale piérwsze potrzeby domu zaspokojono, chory miał opiekę, a gdy sekretarzową wezwano do hrabiny Maryi, gdy opowiedziała jéj, co było przyczyną choroby i jakie życie prowadził ten biédny ofiarnik — rozpłakała się słuchając jéj wielka pani... Szacowała go zawsze, ale nie znała go jeszcze dosyć.
Ze wszystkich ust brzmiały pochwały dla człowieka, lecz zmieszane z politowaniem nad niepraktycznością jego. Nawet hr. Zygmunt sądził go surowo.
— Bardzo piękny charakter, głowę trzeba przed nim skłonić, ale wiekuiście wymagać bę-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/455
Ta strona została skorygowana.