dozwalał. Chcąc wrócić do robót przerwanych, musiał prosić o pośrednictwo Piotrusia, który przyszedł na wezwanie kwaśny i nierad z tego, co go tu czekało.
— Mój drogi — odezwał się Bernard, witając go — chciałem cię prosić, abyś mi był pomocą. Sam z domu wyjść nie mogę, może będziesz łaskaw pośredniczyć między mną, a wydawcą historyi.
Piotruś poprawił okulary.
— Cóż ja ci tu pomogę? — odparł, mrucząc. — Wydawca nie mógł czekać na twoje niepewne uzdrowienie przez tyle miesięcy, bo abonenci narzekaliby na zwłokę. Musiał dokończenie oddać komu innemu. Winy w tém niéma.
Nie przyznał się Grochowski, że sam ten dalszy ciąg wziął na siebie. Bernard pobladł, ale nie rzekł ani słowa.
— A z encyklopedyą co się dzieje? — zapytał.
— I o tém nie wiész? — odparł Piotruś. — Dalszy ciąg odroczony ad calendas graecas, ale to poprostu znaczy, że z niéj już nic nie będzie.
Bojarski przeszedł się po pokoju. Były to dwie podpory jego życia. Potarł czoło blade i westchnął.
— Nie wiész gdzieby robotę jaką znaléźć można? — nieśmiało zapytał.
— Ja sam na nią poluję — westchnął Piotruś. — Nie wiem.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/458
Ta strona została skorygowana.