Idzie mi o to, abym nie potrzebował się obawiać być oszukanym.
— Pod tym względem człowiek, o którym mówi żona moja — dodał hrabia — byłby niezawodnie najlepszym w świecie stróżem. Niemniéj jednak zdaje mi się, że literat, poeta do kasy się nie zdał.
— A! poeta! daj go katu! — zamruczał Jan Paweł. — Przyznaję się, że mam wstręt do tego rodzaju ludzi. Są powszechnie niedołęgami, marzycielami. Z drugiéj jednak strony redakcya listów na témby zyskała. Któż to jest? — zapytał Zbrzydowski, obracając się do hrabiny.
Hrabina Marya zwolna zaczęła rozpowiadać dzieje Bernarda; odmalowała charakter, użaliła się nad położeniem, ale wcale nie myślała namawiać na to Zbrzydowskiego, aby się starał ściągnąć do siebie Bojarskiego. Jéj saméj teraz zbliżenie tych dwóch ludzi wydawało się niezbyt właściwém, a nawet niemożliwém.
Tymczasem spekulant słuchał z uwagą wielką, główną wagę przywiązując do charakteru, uśmiechając się z naiwności i bezinteresowności, unosząc nad ofiarnością człowieka.
— I nie głupi przytém, powiada pani hrabina? — dodał wkońcu.
— O! wcale nie można mu odmówić zdolności — potwierdziła pani domu. — Głowa otwarta,
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/466
Ta strona została skorygowana.