Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/469

Ta strona została skorygowana.

nie znał. Była to dla niego księga nieznanemi chatekterami pisana.
Musiał, zpod brwi naprzód przypatrzywszy się człowiekowi niezrozumiałemu, namyślać się, jak ma mówić do niego.
— Pani hrabina Marya poleciła mi pana — odezwał się po chwili. — Wistocie potrzebuję kogoś.. komubym mógł zaufać i któryby mnie zastąpił ale pan podobno miałeś dotąd inne zupełnie za jęcia.
— Tak — odparł Bojarski — mojém powołaniem były literatura i nauczycielstwo. Nie jestem pewien, czy panu prezesowi potrafiłbym usłużyć (zwano pana Pawła prezesem). Nie wiem nawet dokładnie, o co idzie.
Prezes się uśmiéchnął.
— Samo z siebie — rzekł — wynika, że nauczyciela nie potrzebuję, a literatura jest dla mnie rzeczą dosyć obojętną; ale hrabina zaleca mi pana jako nadzwyczaj sumiennego człowieka, i o to mi téż idzie przedewszystkiém.
— Pan prezes zechce mi powiedziéć może i okréślić, jakie byłyby moje obowiązki — zapytał Bernard.
Zbrzydowski się namyślił.
— Naprzód pomoc w mojéj korespondencyi; potém straż nad kasą, a wrazie mojéj niebytno-