Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/471

Ta strona została skorygowana.

bie, abym i nie zapomniał czego się uczyłem i.... pracował téż daléj.
— I tych godzin wolnych miéć pan będziesz aż do zbytku — rzekł prezes kwaśno — tylko niepodobna zgóry oznaczyć, kiedy przypadną. Musisz się pan spuścić na mnie, że go pracą nie przeciążę.
Zamienili jeszcze słów kilka.
Zbrzydowski widocznie trwał przy tém, aby Bojarskiego pozyskać sobie.
W rozmowie ujął go swą prostotą, zrobił na nim wrażenie prawego człowieka. Skutkiem tego i prezes, który z innymi oficyalistami swymi lubił odegrywać rolę raczéj przebiegłego i chytrego, z Bojarskim postanowił okazywać się zawsze surowym, ścisłym i przedewszystkiém uczciwym.
Szło mu o to, aby nowy oficyalista szanował go i cenił.
Ponieważ ani Bernard się nie napiérał do téj posady nowéj, lękając się trochę, ani prezes chciał okazać, że go potrzebował, umowa nie poszła łatwo. Bojarskiemu potrzebne było mieszkanie dla niego, dla Tomcia i dozorczyni, o co nie czyniono trudności; o pensyą nie targował się prezes, ostatecznie jednak wniósł, aby półroczna próba wzajemna stanowiła o przyszłości.
Bernard dłużéjby się wahał i namyślał, gdyby nie Tomcio i nie biéda w domu; upokorzało to go