Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/475

Ta strona została skorygowana.

powołał sekretarza i kasyera do siebie. Potrzeba mu było zdać szczegółowo sprawę z najmniejszych rzeczy, zaszłych podczas jego niebytności.
Bernard wywiązał się z tego z pedantyczną ścisłością i prezes, choć tego nie dawał poznać po sobie, był zupełnie zaspokojony.
Nazajutrz było mnóstwo listów do pisania, a i te wypadły szczęśliwie dla Bernarda.
Początek więc zapowiadał tu jeżeli nie świetną i nie zaspokajającą wymagań egzystencyą, to przynajmniéj bardzo znośną.
A co ją czyniło dla Bernarda przyjemniejszą, niż się spodziéwał, była to na jego benefis odegrana komedya prezesa. Pan Paweł wszędzie, gdzie tylko mógł, patetycznie się popisywał z surową moralnością w interesach. Mówił o niéj aż nadto, głosił ją do zbytku i to powinno było Bojarskiego uczynić nieufnym, gdyż dowiedzioną jest rzeczą, że ludzie się zawsze popisują z tém, czego czują że im braknie. Tchórz sławi swą odwagę, kłamca prawdomówność, człek próżny udaje skromnego, a przewrotny chce się okazać poczciwym.
I prezes, który w interesach nie był wcale nieposzlakowanym, chętnie korzystając z każdéj nadarzonéj sposobności zysku, choćby trochę z krzywdą ludzką, przed Bernardem pozował na bardzo surowego Katona.
— U mnie piérwsza rzecz w interesie — powta-