go, do jakiéjś pracy erudycyjnéj, byłoby najwłaściwszém.
Począł się grzebać w dziełach historycznych, wracając do obrazu literatury, w najobszérniéjszém jéj znaczeniu, do życia duchowego narodu.
Nie mówił o tém nikomu. Zamknął się w sobie, zbiérał notatki, lecz przy tych suchych szczątkach przeszłości, jeszcze niespojonych myślą żadną, rozgrzać się nie mógł. Pozostał smutnym, przybitym, wykolejonym.
Twarzy bladość, wzrok jakby obłąkany, roztargnienie jakieś przypisywano przebytéj chorobie; przyczyną jednak istotną zmiany był raczéj stan ducha.
Bernard pytał się często sam siebie, czy poszedł za radą ojca, który mu nakazywał być posłusznym powołaniu? Ono go ciągnęło gdzieindziéj, ale wymagania życia, chléb ten powszedni, bez którego obejść się nie można, siérotka którą trzeba było wychowywać, ofiarę czyniły konieczną.
Bojarski próżno się krzepił, dźwigał, otrząsał z ogarniającego go smutku — tryb życia nowy jakby ołowianą nad nim ciążył atmosferą. Musiał liczyć, zapisywać, kontrolować, wyprawiać listy, słuchać instrukcyj — a to wszystko razem po dniu czczym i zajętym sprawami, w które duszy wlać nig było można — odbiérało siłę i ochotę do życia.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/479
Ta strona została skorygowana.