Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/490

Ta strona została skorygowana.

— Będę pośredniczył, jeżeli pani rozkażesz — odparł Bojarski.
Oporowska podziękowała cicho.
— Pan więc — dodała nieśmiało — nie potrzebujesz wcale rzucać miejsca, bo się względem Pawła nie skompromitujesz. Możesz pozostać.
— W żadnym razie — rzekł stanowczo Bernard. — Ze świadomością iż pomagam do złego, choćbym miał wszystko poświęcić, nie mogę w miejscu pozostać.
— Słusznie mi więc pana odmalowano — rękę wyciągając, odezwała się wdowa — jako prawdziwéj i niewzruszonéj cnoty człowieka.
— Zdaje mi się, że na mojém miejscu niktby inaczéj nie mógł postąpić — odezwał się Bernard skromnie.
Oporowska chciała go wstrzymać, ale wyszedł wzruszony, nie chcąc rozprawiać dłużéj, potrzebując rozważyć własne swe położenie i co ono ciągnęło za sobą. Niewzruszone miał postanowienie natychmiast po przybyciu prezesa oświadczyć mu, że służbę u niego porzucić musi. Potrzeba było obmyśleć, nie zwlekając, życie na przyszłość.
Poszedł do Żardyńskiego ze swym smutkiem i niepewnością. Nie miał nikogo, oprócz niego jednego. Nie był stary profesor człowiekiem praktycznym, lecz sąd miał trzeźwy i zdrowy, a wiekiem i doświadczeniem ostudzony.