Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/508

Ta strona została skorygowana.

pewno nigdy nie skończę, nad idealną historyą piśmiennictwa, która ma być żywota i ducha naszego dziejami. Jest to pole, na które się wymykam tak, jak czasem na wsi człowiek śpieszy do miłego kątka, pełnego cienia, zieleni, woni, ptasząt i świéżości. A, rozkoszne to są godziny, które spędzam nad tą historyą, choć nigdy z niéj nic nie będzie. Daléj idzie — ni mniéj ni więcéj, tylko epopeja. Śmiéj się pani! Ale ja ją piszę dla siebie, ja nigdy z niéj nawet ułamków nikomu czytać nie będę. Cóż to szkodzi, że ja się w niéj kocham i że wprzeciągu kilku miesięcy czasem cztéry wiérsze do niéj dorzucę? Widzi więc pani, że do tkaniny życia nie braknie mi wątku.
— Złotych tylko nici nie widzę — westchnęła kobieta. — Rodziny... serca.
— Złote nici moje złożyłem w grobie — rzekł — ale one nie zardzewiały. Snują się w pamięci mojéj i dziś już w tym porcie są bezpieczne.
Nawzajem Bojarski nie śmiał pytać panny Henryki o jéj życie; mówiła mu twarzyczka zwiędła, że ono było brzemieniem pomimo rezygnacyi.
— Zazdroszczę panu — dokończyła przyjaciółka, odchodząc.
Stosunek z dawnym uczniem Gwalbertem był w swoim rodzaju szczególny. Chłopię z tych lat, w których Bernard był przy niém, wyniosło miłość dla niego i poszanowanie, które nie ostygły