Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/509

Ta strona została skorygowana.

i późniéj. Rodziców straciwszy, uczeń dawny Bojarskiego był teraz panem ogromnego majątku i miał téż wielkie towarzyskie obowiązki. Z powierzchowności był to grand seigneur w całém znaczeniu wyrazu, ale z najlepszéj strony wziętém. Dwóch ludzi mieszkało pod tą świetną powłoką: jeden, który obowiązkom stanu musiał czynić zadość i należycie reprezentował dom swój — drugi, który sercu własnemu dogadzał potajemnie, szukając sobie do niego ludzi, jakich we własnym świecie znaléźć nie mógł.
Bardzo dobrze będąc z Mulińcem, któremu zawdzięczał swobodę, z jaką się mógł rozwijać po własnéj myśli, hr. Gwalbert znał doskonale mocne i słabe strony jego i nie kochał go tak, jak Bernarda, którego przytém cenił wysoko.
Gdy tylko został panem swéj woli, hrabia natychmiast starał się wyszukać dawnego nauczyciela, po którym mu tak miłe, niezatarte zostało wrażenie. Sam poszedł na strych do niego i można sobie wyobrazić, jak się zdziwił Bernard, gdy go tu zobaczył wyciągającego obie ręce ku niemu i witającego go serdecznie.
— A! profesorze! co za dziura okropna! Jak ty tu żyć możesz? — zawołał, rozglądając się.
— Ale mnie tu doskonale — odparł Bojarski. — Wszystko jest stosunkowém. Dla hrabiego byłoby to chlewem, ale dla mnie jest pałacem niemal.