siadając w ganku, kolega. — Jużciż nie dałeś żadnego powodu...
— A nie, mimo to jednak — odezwał się profesor, biorąc fajkę z rąk żony, która mu ją na pociechę pośpiesznie przyniosła — mimo to podobno mnie ztąd wypędzą.
Sprenger poskoczył z ławy. Przestraszyło go to, bo — któż wié? — pomyślał zaraz ze zwrotem ku sobie — gotowi go zastąpić takim, co będzie chciał trzymać studentów. Obawiał się konkurencyi.
— Być-że to może? Ale powód?
— Władze nie mają obowiązku tłumaczyć się, zwłaszcza gdy zmiana wygląda na awans. Biorą mnie do Warszawy.
Sprenger gryzł paznogcie.
— Nie staraliście się przecie o to? — zapytał.
— Okupiłbym się — rzekł Bojarski.
— Intryga jakaś podła — dodał pośpiesznie Sprenger.
— Następcę nawet mi wyznaczono — dokończył Bojarski. — Ma nim być niejaki Paczurka.
Sprenger brwi namarszczył i uderzył się po czole.
— Czekaj! Paczurka jest tu w sądzie, pewnie brat jego — zawołał. — Znam go. Niezdara, był długo nauczycielem prywatnym. Osioł jest, kawaler, marnotrawca, ale... protekeya... Uczciwy
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/51
Ta strona została skorygowana.