skał radzca, ale przez niego lepsze usposobienie hrabiego.
Nie przestał poza oczyma śmiać się i szydzić z dawnego opiekuna, ani mu szkodzić gdzie mógł bezkarnie — lecz napozór byli z sobą bardzo dobrze znowu.
Nie zbywało panu Emilowi na bystrości umysłu, na oczytaniu, na łatwości wysłowienia, na tém co pozyskuje ludzi; lecz nie miał żadnéj wiary w nic, ani przekonania... wszystko robił dla — jak to dawniéj nazywano — krescytywy.
Dla krescytywy urzędowéj poświęciwszy naprzód wiele, teraz dla towarzyskiéj chciał téż coś przynieść w ofierze. Narzędziem do niéj niewidoczném miał być Bernard, jawném hr. Gwalbert.
Nikt umiejętniéj, stopniowo i nieznacznie do celu iść nie umiał. Zupełnie tak podkradają się drapieżne zwierzęta, cicho pełznąc... dopóki się nie rzucą na swą ofiarę. Emil naprzód spotykał się tylko z Bernardem, potém począł przychodzić do niego, w ostatku zaś do siebie go zapraszać.
Samnasam nawet wznawiał wspomnienia młodości i brał Bernarda za serce, mówiąc mu z poszanowaniem o matce.
Wszystkie słabe strony Bojarskiego znał, odgadywał, wyzyskiwał.
Skończyło się na tém, że go hrabia Gwalbert
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/514
Ta strona została skorygowana.