zastał u przyjaciela na poufnéj rozmowie i radcę to w jego oczach podniosło.
Zapytany o niego, Bojarski nie taił, że popełnił w życiu kilka błędów, które on raczéj temperamentowi, niż sercu złemu przypisywał — ale wysoko oceniał zdolności i sądził że może być bardzo użytecznym, bo wierzył w jego dobrą wole.
Zdanie Bernarda odbiło się zaraz w dalszych stosunkach hrabiego z panem radzcą.
Nic łatwiejszém nie było, nad oszukanie dobrodusznego Bojarskiego, którego instynkt ostrzegał, ale serce zawsze ku pobłażliwości skłaniało.
Niewielu mając bliższych przyjaciół, zwolna przylgnął do radzcy, który, widząc w tém swą korzyść, nie odsuwał się i nie zrażał go.
Miał zapewne tę rachubę, iż późniéj pozbędzie go się, gdy mu nie będzie potrzebnym.
Tak stały rzeczy, gdy jednego gorącego dnia letniego, nad wieczór, spotkał się Bojarski z panem radzcą. Skwar był dokuczliwy.
Zaczęli rozmowę obojętną. Emil, który może się chciał pozbyć towarzysza, bo z nim niechętnie się pokazywał na ulicach — zapytany dokąd idzie, odpowiedział, że radby się w rzéce wykąpać i myśli jechać do łazienek nad Wisłę.
— To się wybornie składa — odparł Bojarski — bo ja także miałem zamiar iść do Wisły.
— Jedźmy więc razem — rzekł radzca.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/515
Ta strona została skorygowana.