Zawołano dorożkę i siadłszy do niéj, kazali się zawieźć do łazienek letnich na rzéce. Bojarski był doskonałym pływakiem i lubił bardzo pluskać się i dokazywać w wodzie. Radca Emil ze swych czasów łobuzowskich umiał téż nieźle pływać, choć stracił wprawę, bo rzadko miał czas iść do wody.
Rozebrali się i skoczyli do rzéki, niewiele zważając na znaki ostrzegające o głębinach i niebezpiecznych wirach. Silny dosyć, zręczny Bojarski puścił się daléj od brzegów, a radzca, choć otylszy od niego i ociężalszy, nie chciał się dać wyprzedzić. Podążył za nim.
Kilkanaście minut już orzeźwiali się kąpielą nieopodal jeden od drugiego, gdy Bernard usłyszał wykrzyk:
— Ratuj!
Czy to kurcz niespodziany pochwycił Twardzińskiego, czy trafił na prąd, który go pociągnął, dość że Bojarski ujrzał, iż walczy, tonie i wybić się usiłuje na powierzchnię wody napróżno... Jak mógł najrychléj popłynął w pomoc przyjacielowi, który oburącz go pochwycił, ratując się i.... obaj poszli na dno.
Z brzegów widziano to i już pośpieszano ku nim, gdy raz jeszcze ukazali się na powierzchni. Bernard jedną rękę wiosłując, drugą ciągnąc Emila,
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/516
Ta strona została skorygowana.