napróżno starał się wydobyć z prądu, który go porywał.
Nim rybacy przybyli na to miejsce, znikli znowu. Nierychło potém, opodal od miejsca w którém zatonęli, ukazał się Bojarski, wlokąc za sobą resztą sił Emila, który go nie puszczał, ale zdawał się już bezwładnym i skostniałym.
Obu ich razem wywleczono na ląd, gdzie szczęściem znajdował się doktór, który piérwze zarządził środki, aby Emila przywołać do życia.
Bojarski był osłabiony, zmęczony, ale zachował jeszcze oddech i dopiéro na lądzie omdał z wysilenia. Twardziński, który długo znaku życia nie dawał, wkrótce potém oczy otworzył, począł oddychać i nie ulegało wątpliwości, że był ocalonym.
Bojarski, z omdlenia ocucony, okazał się tak słabym, iż potrzeba było, przyodziawszy go nieco, wnieść do powozu i nieprzytomnego powoli przetransportować do domu.
Radzca, choć osłabiony, mógł sam udać się na spoczynek, doktorowi poleciwszy przyjaciela, który go ocalił.
Dano znać hrabiemu Gwalbertowi o wypadku, a ten natychmiast przybiegł z drugim lekarzem na strych, gdzie rzeźwiono i rozciérano Bojarskiego. Zdawało się wkońcu, iż życie będzie ocalone;
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/517
Ta strona została skorygowana.