ale nazajutrz, skutkiem gwałtownego wysiłku, wywiązało się silne płuc zapalenie.
Trzeciego dnia radzca Emil chodził, trochę tylko blady i bardzo jeszcze przestraszony, a Bernard leżał w gorączce.
Dawny uczeń go nie odstępował. Dwóch lekarzów siedziało u łoża; ale wszystkie środki użyte nie zdołały zmniejszyć choroby, która zagrażała już życiu.
Lekarz hrabiego nie taił, iż stan chorego jest niebezpieczny.
Dni kilka przeciągnęła się choroba, z małemi zmianami, które dozwalały Bernardowi, gdy odzyskiwał przytomność, poznając Gwalberta, doznać téj pociechy, że opuszczonym nie był. Przyznać należy i radzcy, że temu, który ratując go życie poświęcił, okazał się wdzięcznym. Siedział rezem z Gwalbertem u jego łóżka i to go w opinii hrabiego bardzo dobrze postawiło.
Bernard ostatniego dnia czuł i wiedział, że żyć nie będzie.
Oczyma mierzył zdala papierów swych stosy, niepokończone prace, których nikt nie mógł użyć i nikt nie potrafiłby dokończyć... Uśmiéch łagodny przebiegał po jego ustach. Ciężko mu było mówić... Żądał od Gwalberta, aby jego papiery spalono, obstawał przy tém i wymógł słowo, że
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/518
Ta strona została skorygowana.