i zasłużony ustąpić musi. W Warszawie, na oczach nigdyby go umieścić nie śmiano; tu, na partykularzu... mając z sobą familią...
Ręką zamachnął.
— Oto mi nowina! niech kaci porwą! — dołożył. — Co my tu bez was poczniemy?
— A co ja tam bez moich dobrych towarzyszów? — westchnął Bojarski.
— Cóż na to rektor? — spytał Sprenger.
— Obiecuje próbować, czy się to nie da odmienić — rzekł Bojarski — ale ja bardzo o tém wątpię. Na wszelki wypadek trzeba się przygotować do wojażu wcale niespodziéwanego.
Profesorowa znowu popłakiwać zaczęła. Bernardek, który już usłyszał wszystko i zrozumiał, tulił się do niéj, starając się pieszczotami ból ułagodzić.
Po chwili Sprenger, w kilku jeszcze słowach żal swój wyraziwszy, odszedł, bo mu pośpiesznie było nowinę tę roznieść po podwórzu i rozprawiać o niéj. Wprawdzie nominacya Paczurki tłumaczyła wypadek, ale poza nią zostawało jeszcze szérokie do domysłów pole. Dlaczego właśnie Bojarskiego, a nie kogo innego ruszono? Jakie to mogło za sobą pociągnąć skutki? Co było robić z tym niezdarą Paczurką, który miał jaknajgorszą głowę, a niezawodnie mógł utrzymywać studentów, aby więcéj zyskać i trwonić?
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/52
Ta strona została skorygowana.