mu. Szczególniéj karcić był zwykł ignorancyą najgłówniejszych i najprostszych zasad wiary.
— Nie umiecie katechizmu! — powtarzał starym. — Uczą się go dzieci, ale was wszystkich jeszczeby do egzaminu z niego napędzić potrzeba.
Ksiądz Roga, wchodząc, nie wiedział o niczém jeszcze.
— No, cóż to za conciliabulum? — zawołał. — Co za kura jaje zniosła?
Boberkowski pośpieszył z nowiną.
— Bojarskiego ztąd wynoszą — rzekł.
— To nie może być — odparł zdumiony kapelan, który naukę i charakter profesora cenił wysoko.
— Tak jest, niestety!
— Dokąd?
— Do Warszawy, pozorny awans, a dla nich ruina poprostu — dodał Sprenger — i jeszcze w miejsce poczciwych Bojarskich, dają nam niezdarę tego, o którym pewnie słyszał ksiądz wikary, Paczurkę.
— Co był nauczycielem prywatnym? — krzyknął kapelan. — O! znam go! to ziółko! istna pokrzywa! Piękny profesor.... Nic nie umié... a w którym domu był, z żadnego bez awantury nie wyszedł. Ptasio! ptasio! — dorzucił ks. Roga.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/54
Ta strona została skorygowana.