nieśli. Zobaczysz, naprzód odżyjesz, powtóre odkarmisz się, ludzi poznasz, z literatami wejdziesz w stosunki, a poczciwa żona twoja znajdzie tu najlepsze towarzystwo. Nie mówię już o tém, że dla syna téż to błogosławieństwo Boże.
Bojarski dał się pokrzepić, a cieszył się głównie tém, iż żonę mógł podżwignąć, otrzeć jéj łzy i zapewnić, że w Warszawie nie zginą.
Kilka dni tu spędzonych dziwnie wpłynęły na profesora. Przerobił się on był długiemi latami na starego pedagoga, pozbył wszelkiego żołnierstwa; ale obcowanie z Wrońcem wydobyło zpod gruzów wojaka i nawet na powierzchowności widziéć się dawała zmiana. Nie mógł się dosyć nadziękować koledze, który ze swéj strony niewypowiedzianie szczęśliwym był i uradowanym, iż mógł dopełnić obowiązku i zyskać do gawędy nieocenionego towarzysza.
Przy jednym z obiadów popłakali się, gdy Wroniec zanucił znaną piosnkę żołniérską. Bojarski miał ją przepisaną i umiał więcéj jedną strofą od niego.
Chciało się bardzo profesorowi dla żony dworka, jak w miasteczku, chociażby od szkoły był oddalonym. Dowodził, że toby mu zdrowém było i więcéj ruchu dawało; ale naówczas już stare dworki, dawniéj w Warszawie gęste, stawały się
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/59
Ta strona została skorygowana.