go człowieka. W klasztorze bibliotekarz, ksiądz Bonifacy, westchnął, odbiérając pożyczane książki, nad tém, że teraz już tylko móle je czytać będą.
Bojarskiemu wczasie tych odwiédzin kilka razy łzy stawały na oczach... Nie pozostali i studenci poza innymi w wyrażeniu wdzięczności swéj ukochanemu profesorowi. Naprędce każda z klas, w których wykładał, przygotowała laur w ramach, w pośrodku jego młodzieńczemi wiérszami sławiąc dobroczyńcę swego.
Wiérsze były bardzo liche, laury niezgrabne i jaskrawe, do liści ich, dla krasy, przyłączono i róże krwawe, i astry i dębinę, ale niemniéj serce się profesorowi poruszyło, gdy mu je przynieśli studenci, których więcéj już widziéć nie miał.
Wszyscy Bojarskich żegnali, dopiéro teraz może nauczywszy się ich cenić; każdy starał się w tych chwilach ostatnich być pomocą, uczynić jakąś małą przysługę, dowieść że był przyjacielem. Bankietów pożegnalnych nie wydawano, bo te naówczas nie były we zwyczaju, a profesorowie nie kusili się nigdy o nie; ale gdziekolwiek pokazali się oboje, lub ona sama, przyjmowano ich z uczuciem tak gorącém, bolano tak nad stratą, polecano się pamięci, że poczciwi ludzie po-
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/64
Ta strona została skorygowana.