Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

dziecię, przerzucał się wprawdzie łatwo z jednego do drugiego przedmiotu, ale ojciec nie był temu przeciwnym, bo według jego zasady, zmiana w pracy była najlepszą metodą do wytrwania w niéj, bez wyczerpania się.
Zostawiał synowi swobody wiele, i tu znajdując potrzebném, aby dziécię, niekoniecznie ciągle prowadzone na pasku, własnym się popędem nauczyło poruszać.
Od kilku dni ogromna bryka, mająca przewieźć do Warszawy bibliotekę, rękopisma w proste skrzynki popakowane, spiżarnię i garderobę całéj rodziny — stała już u ganku dworku. Katarzyna, która stanowczo zabiérała się z państwem do Warszawy — coraz to się pokazywała we drzwiach z węzełkiem jakimś, wsuwała go w tę arkę Noego, która i parę ulubionych kur miała mieścić w sobie, i wychodziła z niéj, głośno mówiąc coś, co ona jedna słyszała i rozumiała.
Niekiedy wychodziła Bojarska, nieubrana, w fartuszku, zaglądała trwożliwie wewnątrz budy i boleściwie przypatrywała się ściskowi, jaki w niéj panował.
Naturalnie drogocennym rękopismom profesora, ściśniętym w kilku prostych pakach i kuferkach, należało się miejsce najlepsze, od deszczu i zamoknięcia zawarowane; potém szły bielizny