Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

pochwycił jéj rączkę, do ust przycisnął, pomodlił się do niéj oczyma i zniknął.
Klarcia poszła w głąb domu, śpiewając piosnkę wesołą.




Przez cały czas podróży modliła się profesorowa; on dumał. Nie szło zbyt raźnie. Arka Noego, przeładowana, zpoczątku ciągle stawała; coś się urywało, odczepiało i potrzeba było naprawiać. Katarzyna wyskakiwała z budy, łając Chaima. Żyd kłócił się z nią zażarcie, profesorowa wychylała się niespokojnie.
Po kilku minutach — wio ho! — jechano znowu, żadnéj nie przepuszczając karczemce, to pojąc konie, to siana im zarzucając. Profesor wysiadał rzadko, fajkę palił i dumał. Bernardek przy każdéj sposobności wyskakiwał, z chciwością przypatrując się rzeczom dla siebie nowym, a bardzo wiele ich spotykał, choć małe wycieczki robiono z miasteczka, a samo ono napół wsią było.
Na wielkim bitym gościńcu mnóstwo przedmiotów zwracało jego uwagę, nawet nieznane kwiaty, które poraz piérwszy spotykał i o nazwiska ich ojca pytał, bo Bojarski potrosze był botanikiem, z miłości ku naturze.
Cieszyło to niezmiernie ojca, że chłopca zajmowało wszystko, że nie o sobie myślał, ale i w dro-