Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

ławie szkolnéj. Ale tu nowicyat był trudniejszy. Śmielszy od ojca, Bernardek począł sobie z niejakiém zaufaniem w swe siły i obudził pewien rodzaj zazdrości. Młodzież postawiła mu się wrogo, szydersko; łzy mu na oczach stanęły, lecz potrafił się zachować cierpliwie i mężnie.
Przy wyjściu z klas, kilku zbliżyło się do niego i lepszą zawiązało znajomość.
Młodzież, która go tu otaczała, znalazł Bernardek wielce odmienną od téj, z którą w miasteczku obcował, powierzchownie więcéj ogładzoną, śmielszą, dojrzalszą i zepsutszą. Zrobiła na nim wrażenie wyższéj klasy, choć nauką nie stała wysoko. Chłopcy w rozmowie takie okazywali obycie się ze światem, jakiém Bernardek wcale się nie mógł pochlubić.
Zadumany powrócił do rodziców, ale na zapytania ich odpowiedziéć nie umiał. Miał rozwagi tyle, że z piérwszego wrażenia sądzić nie chciał.
Bojarskiemu po wstępnéj lekcyi poszło wszystko jak z płatka. Bernardkowi było ciężko, lecz za brak porozumienia z towarzyszami, do którego jakoś przyjść nie mógł, płaciło to, że w nauce okazał się nierównie od nich lepiéj przygotowanym. Kilku zaledwie uczniów w klasie na równi z nim stało.
Profesorowie natychmiast się na tém poznali,