tak widoczną, że p. profesorowa w sekrecie, gdy męża nie było w domu, zwierzyła się ze swego niepokoju Wrońcowi, prosząc go, ażeby jakimś sposobem, nieznacznie, ściągnął doktora i zapytał o stan zdrowia Bojarskiego.
Kapitan, chociaż nie widział nic a nic grożącego, ulegając prośbom kobiéty, znalazł medyka, zwierzył mu się i zaprosił ich obu na śniadanie. Lekarz, niegdyś także wojskowy, człowiek niemłody i doświadczony, nie dając tego widziéć po sobie, zbadał dobrze profesora. Okazało się, że oczy żony wistocie dostrzegły, serce przeczuło, co dla innych było niewidoczném. Nie krył stary medyk, że Bojarski nad wiek swój był wyczerpany, znużony, że potrzebował spoczynku może, i zarazem czegoś, coby odżywiło. W takim razie ludziom niezależnym, majętnym radzi się zwykle podróż, kuracyą klimatyczną, rozrywki; ale dla ubogich, zmuszonych do pracy, są to środki niedostępne.
Lekarz sam wątpił, czy kilkomiesięczny urlop byłby pomocnym, gdy zasoby wygodnéj podróży, ze spokojem ducha, przedsiębrać nie dozwalały. Zakłopotał się Wroniec, ale Bojarską uspokoił, a sam postanowił tylko jaknajwięcéj rozrywek dostarczać przyjacielowi.