Pochodziło to z najlepszego serca, ale się wbrew sprzeciwiało temu, czego potrzebował Bojarski, którego rozrywki nie rozrywały, lecz męczyły.
Zdać się potrzeba było na łaskę Bożą.
Profesor sam, niespokojniejszy teraz skutkiem stanu zdrowia więcéj niż kiedy, z czułością nadzwyczajną, niemal chorobliwą, zajmował się synem. Było to uderzającem.
Czytał mniéj, nie przepisywał już wcale, lecz godzinami siedział z Bernardkiem w jego pokoiku, rozmawiał z nim, pomagał, a niekiedy milczący patrzył tylko na niego, zasępiony i osłupiały.
W tym stanie ducha jedno jeszcze, co mu na chwilę przywracało dawną żywość — były to nowości literackie i plotki, które z ówczesnych kółek, a nadewszystko z domu generała Krasińskiego, gdzie się zbiérali warszawscy poeci i literaci — krążyły po mieście. Z niemi razem dochodziły przepisywane wiérszyki dowcipne, koncepta, polemika, w któréj Dmochowski i Koźmian, Morawski, Osiński i młodzież napływająca do Warszawy czynną grali rolę.
Choć niewszystkie objawy tego były wielkiéj doniosłości, tlało w nich życie, była zapowiedź nowego prądu. Walka miała znaczenie większe niż treść jéj okazywała.
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/88
Ta strona została skorygowana.