Bojarski nie brał strony niczyjéj, stał mniéj więcéj na tém stanowisku co Brodziński, uznając piękno, zkądkolwiek ono pochodziło. Poznał się on osobiście z autorem Wiesława i pokochał go, a poszanowanie miał dla niego wielkie. Łączyło ich wiele uczuć wspólnych, podobieństwo charakterów, toż samo zamiłowanie ciszy, samotności i pracy.
Były więc chwile w tym nowym trybie żywota miłe i rozgrzéwające, lecz na Bojarskim ciężyło coś, czego okréślić nie było podobna.
Bernardek, po przebytym nowicyacie, z tą giętkością młodzieńczą, która się do każdego położenia zastosować umié — szedł już teraz z głową podniesioną do marzeń swych celu.
Nie zmieniły się one, chociaż nie znajdował współuczniów, którzyby go zrozumieli. Każdy z nich miał przed sobą ideał jakiś, ale to były bardzo pospolite, powszednie i niewysoko sięgające mrzonki. Jeden pragnął zbogacenia, drugi miłości jakiéjś poetycznéj, inny połysku i znaczenia — sławy. Bernardek chciał być nie wielkim człowiekiem, ale czémś... czego sam nie umiał okréślić — wzorem cnoty, prawdomówności, prawości, szlachetności, poświęcenia... Niczém się nie skalać, vitam im pendere vero — i — impavidum ferient ruinae... wszystkie te starożytne frazesy
Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/89
Ta strona została skorygowana.