niem. Pragnął koniecznie zabrać z sobą Bojarskiego, wyrobił zaproszenie serdeczne; profesor jednak ani chciał o tém słuchać. Żony opuścić nie mógł, Bernardka zabrać także... Postanowiono więc w mieście pozostać. Bojarski miał się wziąć do czytania; ale teraz, ile razy siadł do niego, więcéj dumał, niż czytał.
Bojarska, udając wesołą i nie okazując tego po sobie, po kątach zaléwała się łzami, bo mąż jéj w oczach nikł, chudnął, żółkł. Kaszlał — słabł i choć się krzepił niby, sam już na starość zaczynał narzekać i kawęczéć..
Z porady doktora przedsięwzięto pewne w życiu zmiany, które jednak nie uczyniły żadnego skutku. Przyczyna choroby leżała zbyt głęboko i usuniętą być nie mogła.
Bernardek ten czas wolny poświęcił nie spoczynkowi, ale nauce języków. Oprócz tego robili małe wycieczki, w których namiętnie herboryzował wraz z ojcem.
Gdy wychodzili za miasto w stronę Pragi, Bojarski nieraz mimowoli stawał, patrząc na lasy ciągnące się ku Miłosnéj i zakrywające mu jego dawne gniazdo, jego spokojny kątek. Łzy stawały mu na oczach. Co w nim było tak uroczego, ciągnącego serce ku sobie? Chyba wspomnienia lat ubiegłych, szczęścia, a nadewszystko spokoju.