— Ja jestem szlachcicem.
— Aleś smarkacz — rzekł Juliusz pogardliwie — zresztą, jeśli chcesz się bić, to przyślij mi swoich sekundantów, pogadamy.
W tej chwili już prawie sam na sam z sobą zostali, bo reszta, widząc nieprzyjemną sprawę, której z sali przyległej i przysłuchiwano się i przypatrywano, cichaczem się powynosiła.
Mówiono nazajutrz, a pan Edward umiał to bardzo zręcznie pogodzić, że między nim a panem Juliuszem nastąpiło spotkanie w lasku pod Marymontem. Najszczęśliwszym w świecie trafem, pan Edward był lekko szpadą draśnięty w nogę a Juliusz uszedł cało.
Wypadek ten, pomimo zaprzątnienia wszystkich sprawą ogólną, rozszedł się w najrozmaitszych opowiadaniach po całej Warszawie, zwrócił uwagę na Jadwigę, dał powód do plotek i podniósł pana Edwarda więcej niż zasługiwał. Domyśleć się łatwo, że Karol ze swojego znalezienia się wcale chluby nie szukał, że o nim zamilczano, że cała wdzięczność panny Jadwigi zlała się na tego wyelegantowanego Edzia, który z wielką skromnością taił się z pojedynkiem i raną, ale w taki sposób, że wszystkim o nich opowiadał w największym sekrecie.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/100
Ta strona została skorygowana.