się nie dawał, sprawa narodowa rozwijała się i rosła. Objawy stanu umysłów były tak liczne i tak rozmaite, że gdy rząd jednym stawiał zapory, cała siła przechodziła w drugie. Gdy zamykano ulice, otwierały się kościoły; gdy zabraniano mówić lub śpiewać, gdy nie wolno było podnieść głosu, mówił strojem, kolorami jego, żałobą. Tu się nauczyć było można, jak wiele ma języków boleść i miłość!
Powoli odwaga wchodziła do serc najbojaźliwszych, kółko zrazu małe gorętszych, rozszerzało się i rozprzestrzeniało, wszystkie stany, wszelka płeć i wiek niosły tu dań wedle możności. Kwiat przypięty w dniu wesela, gałąź palmowa niesiona w dzień wspomnień męczeńskich, wieniec nieśmiertelników rzucony przez bagnety na grób niewinnych ofiar, rozpoczęły walkę niewieścią, w której słabsza połowa okazała się silną i równie gorącą jak męże. Była to z razu wojna pieśni, nabożeństw, kwiatów, sukien, godeł, dziwnej broni narodu, któremu wszelką inną odebrano.
Walka ta z wymiecionych gwałtem ulic przenosiła się do kościołów, do synagog, na cmentarze, do domów; ale nie ustawała. Po trzydziestoletnim skuciu i bezwładności, Moskale zrozumieć nie mogli
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/108
Ta strona została skorygowana.