W owej błogosławionej epoce, między trzydziestym a sześćdziesiątym rokiem, gdy rząd rosyjski zadławiwszy nieszczęśliwą Polskę, korzystając z bezładu, niepokoju i bezsilności Europy, gospodarzył w niej po swojemu, sławny jenerał Abramowicz był jedną z tych potęg gniotących, przed którą najśmielsi drżeć musieli. Zamożny obywatel litewski, niegdyś waleczny żołnierz polski, powoli zszedł on na narzędzie tyrańskiego ucisku i służył Moskalom, nie pytając już sumienia o znaczenie swoich czynów. Gabinet Abramowicza w gmachu teatralnym, którego był dyrektorem i wszechwładcą, znają wszyscy, co choć na chwilę przybywali do Warszawy w czasach jakiego niepokoju. Dość było, ażeby w Europie wywrócił się lub przechylił jeden z tych kruchych stołków, które nazywają tronami, zwiększała się natychmiast czujność policyi na prowincyi i w Warszawie, a każdy przybywający odbierał zaproszenie, aby się stawił w naznaczonej godzinie u jenerała