z sobą pod ręce, z których jedna była ubrana biało, druga niebiesko, a trzecia różowo?
Rząd tak ciągle, to ustępował, to uderzał całą siłą, nie odnosząc korzyści, ani z pobłażania, które wzmagało ducha, ani z surowości, które jego potęgę podnosiło. Wahano się widać w Petersburgu jeszcze co poczynać, zdawało się po kilku próbach bezowocnych, że przysłanie człowieka łagodnego, jak hr. Lambert, wyrozumiałego, liberalnego niby, mogło rządowi pozyskać partyę umiarkowaną, na którejby się mógł oprzeć.
Hrabia Lambert przybywszy, chciał się objaśnić, zasięgnął rady, wzywał do siebie wziętszych ludzi, obiecywał im mnóstwo pięknych rzeczy, ale gdy najumiarkowańsi na piśmie i w rozmowach dali mu uczuć jak wiele było potrzeba, ażeby choć na pół zaspokoić pragnienia narodu, musiał zwątpić, ażeby podołał zadaniu. Obok niego stojący Gerstenzweig, który rachował tylko na siłę, a całkiem zapomniał, że w jego żyłach płynęła krew polska[1], przyłożył się do zwichnięcia jako tako nastrojonej machiny[2]. Przez cały ciąg rzą-