— Moja droga ciociu, nie obawiaj się, miłość ojczyzny, tak jak ja ją czuję i pojmuję, jest najlepszą tarczą przeciw wszystkim świata niebezpieczeństwom, ona zmusza do starania się o wszystkie cnoty, do wyrzeczenia się wszelkiej płochości, bo najmniejsza plamka na szacie obrońcy kraju odbije się i na grobowym całunie matki i na tryumfalnej szacie zmartwychwstania. Cóżeśmy winni, że musimy w ciszy, mroku, jak pierwsi chrześcianie w katakombach pracować na odrodzenie Ojczyzny? I tych pierwszych chrześcian i naszą sprawę w tajemnicę spowitą, będą spotwarzać i ochydzać, ale kto się poświęca dla Ojczyzny i wstępuje na próg poświęceń, ten szatę grzesznika zrzucić musi na progu!! Prawda, kochana ciociu, że nasz zakon potępia wiele rzeczy, którym świat pobłaża lub poklaskuje, ale świat to staruszek niedołęga, któremu byle cicho, ciepło było i spokojnie, gotów czarne białem nazywać.
Tak mówiła Jadwiga i tak postępowała.
Spokój trzydziestoletni i straszny ucisk moralny odbiły się były i w społeczeństwie. Mięksi, ulegając przemocy, powoli zbliżali się do Moskali, wstydliwsi pozwalali się domyślać w sobie Wallenrodów, pomiędzy narodem i wiernemi jego dziećmi
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/116
Ta strona została skorygowana.