wnością, że w tych dniach pod najlżejszym jakimś pozorem wsadzą go do cytadeli.
— Cicho! cicho! — zawołała strwożona Jadwiga, biorąc Młota za rękę — potrzeba mu dać pieniędzy i ułatwić ucieczkę.
— Przepraszam panią, za granicą mógłby być Karol użytecznym, — rzekł Młot — ale nikt go nam nie zastąpi tutaj, potrzeba się namyślić, gdzie i jak go ukryć. Nasze schronienia nie są zbyt pewne, proszę panią o radę i o pomoc.
— Posłuchaj pan — odezwała się Jadwiga po chwili namysłu; mam myśl. — Potrzeba zdobyć jednego z tych paniczów jakimkolwiek sposobem: spojrzeniem oczu, przymileń, uśmiechów i zmusić go, żeby ukrył Karola. Ci panowie wszyscy wiernie uczęszczają na salony margrabiego, nikt ich nie posądzi, Karol będzie bezpieczny.
— Ale! na miłość Boga, któż za opiekuna zaręczy
— Ależ ja, ja! — szepnęła Jadwiga — Ja!...
— Pozwól pani wyznać, że to projekt zbyt śmiały, nie godzę się na to.
— Więc cóż począć? — zawahawszy się trochę, rzekła kobieta, ale wkrótce z nową siłą wróciła do swojej myśli. — Daj mi pan kwandrans czasu — rzekła — przytrzymaj tu Kalola; hrabia Albert, nie zaprzeczysz, jest uczciwym człowiekiem, ma
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/126
Ta strona została skorygowana.