tę wadę, że jest zbytecznie hrabią i nadto ekonomistą, idę z nim do drugiego pokoju i przyprowadzę go wam gotowego na wszystko. Musi być pewnie jakimś kuzynem margrabiego, hrabiowie i margrabiowie wszyscy są krewnemi, u niego Karola szukać nie będą; tymczasem ja pojadę do Brühlowskiego pałacu i wymogę tam, żeby Karola nie tknięto.
— Jakto?.. pani?.. — spytał Młot niedowierzająco.
— Czy mi pan wierzysz?
— Więcej niż sobie.
— Teraz drugie pytanie: czy pan we mnie wierzysz?
— Jeszcze nie widziałam żebyś pani robiła cuda, ale gdy zechcesz! któż wie?
— Wiesz pan przynajmniej że nie zdradzę i sprawy, której się podejmę nie zepsuję; pozwolisz mi spróbować z hrabią Albertem?
— Sądzę że należałoby się spytać Karola, ale potrzebaby mu wszystko powiedzieć...
— Zdaje mi się, iż mówiąc z nim otwarcie, nie zastraszysz go pan.
W tej chwili ujrzała Jadwiga, że Albert bierze za kapelusz i powstrzymała go od wyjścia jednem słowem:
— Zostań pan, potrzebuję z nim pomówić...
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/127
Ta strona została skorygowana.