Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

Nie wiedząc co z nim począć, Jadwiga dziwnie jakoś wzruszona widokiem wynędzniałego człowieka, wprowadziła go za sobą do salonu celem przypomnienia go ciotce.
Znalazła ją też już we drzwiach mimo ociężałości idącą się dowiedzieć, co tam za żołnierz ją wywołał. Ciotka daleko lepiej przypomniała sobie Tomaszka, matkę jego biedną komornicę, która przędła we dworze i stryja, który jakiś czas był karbowym. Tomaszek się aż rozpłakał, słysząc o swoich, Jadwiga przyniosła mu szklankę herbaty, a całe towarzystwo obstąpiło żołnierza, słuchając wymownych westchnień i nieforemnych wyrażeń. Parobczak, który się niespodziewał takiego przyjęcia, był serdeczny i witał swoich jak utraconą rodzinę. Jadwidze zaraz błysnęła myśl, ażeby go nawrócić i użyć za narzędzie nawracania. Była więc dlań nadzwyczaj troskliwą, rozpytywała go o zdrowie, przypomniała mu, jak to ich leczono we dworze i prosiła go bardzo, ażeby ich często odwiedzał.
— Żeby to ja mógł! — odpowiedział Tomaszek — ale to proszę panienki, choć my tam drugich więźniów pilnujemy, ale to my sami gdyby niewolnicy; wyjść za cytadelę, broń Boże nie wolno, chyba za