Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/144

Ta strona została skorygowana.



Parę dni następujących upłynęło pannie Jadwidze w niepokoju, z którym się taić musiała. Chociaż Karol mieszkał w tym samym domu, powszedni ruch podwórza był tak wielki, że wśród niego, trudno było rozpoznać, czy się tam co nie stało na trzeciem piątrze. Karol jednak następnego dnia przyszedł na chwilę wieczorem, ale widocznie roztargniony i zmięszany, przed Jadwigą udawał wesołego i znikł prędko, jakby jej unikał. Nazajutrz o zwykłej godzinie herbaty, zebrali się codzienni goście, nawet Edward blady i niespokojny, Karola tylko widać nie było. Na twarzach przytomnych malował się smutek i zakłopotanie, mówiono o obojętnych rzeczach.
Postawa i wybielała twarz Edwarda tak uderzyły Jadwigę, że się aż przyszła spytać go czy nie chory? Wybąknął coś, tłómacząc się i dziękując, ale oczy jego tak dziki miały wyraz, prawie obłąkany, że Jadwiga posądziła go o jakąś tajemniczą boleść.