niem, do owych pieców garncarskich, do których kładną tysiące na pozór jednakowo wylepionych garnuszków, a z których silniejsze wychodzą kamieniem, a słabsze tylko czerepami. Tak było i z młodzieżą: kto miał w sobie jaką kropelkę jadu lub szczerbę rodzimą, ten w tym piecu spopielał, lub poszedł w druzgi, ale co lepszego, kształciło się na charaktery wielkie, nie moralnością wpajaną, ale tą, którą instynktownie znajdowało w antytezie tego, co im nakazywano. Każdy z kolebki wynosił niewiarę przeciw drapieżnym ciemiężycielom; nie ufano ani im, ani tym, co byli z ich ręki wyznaczeni, ani temu, co oni wykładali. Wszystko zabronione stawało się ponętnem i chciwie chwytanem: to, co nakazywano, wstrętliwem.
W poszukiwaniach zasad, których jej brakło, młodzież mogła się mylić często, rzucając się w antypody tego, co urzędowa moralność za prawo podawała, ale w głębi dusz ludzkich jest wrodzone poczucie prawdy, które do niej prowadzi.
W ostatnich latach swojego urzędowania, jenerał Abramowicz, syt strachu, który rozsiewał, honorów, dostojeństw, pieniędzy i teatralnych rozkoszy, zdziecinniał trochę pod panowaniem Gwozdeckich, zesłabł i trafiało się czasem, że na gatunek Polaka
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/15
Ta strona została skorygowana.