płakać i musiano jej podać szklankę wody, goście powoli rozchodzić się zaczęli. Edward wyszedł prawie ostatni i wpadł do najbliższej cukierni na kieliszek araku, którym dodał sobie męstwa.
Gdy za ostatnim drzwi się zamknęły, Jadwiga u nóg ciotki padła złamana i rozpłakała się jak dziecię.
— Ciociu, mateczko! próżno-bym ci kłamała, on był moim jedynym, moim ukochanym, uschnę bez niego, umrę bez niego, serce mi łzami wypłynie, wzięli go okrutnicy, ale ja im go nie dam!!
— Dziecko, co ty pleciesz, cicho na Boga! cóż ty mu poradzić możesz?
— Ja, jeśli nie ja, to nikt! Jeżeli takie uczucie jak moje nie dokaże cudu, to cud jest niepodobieństwem...
— Ale cicho! Ale uspokój-że się! Ty wiesz, że u nich wszystko zrobić można pieniądzmi, zapłacim co zechcesz, tylko potajemnie, abyś się nie skompromitowała.
— Ja? — śmiejąc się dziko, zawołała Jadwiga, — ja chcę być skompromitowaną, ja o to nie dbam, mnie chodzi o niego, nie o siebie! Rachować nie umiem, ale poświęcić się potrafię.
Nie będziemy malować tej rozpaczliwej sceny, która się długo w noc przeciągnęła. Jadwiga na przemiany słabnąca niewieścim
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/150
Ta strona została skorygowana.