oczów stróża, narysował ktoś szubienicę i pod nią tych wierszy parę:
Srom mi nie oblewa lica,
W krzyżu szubienicę widzę,
Tą samą, zdaje się, ręką, ale mniej śmiałą i drzącą nakreślone było niżej: Maryo, bądź zdrowa!
Szerokie plamy białe dawały się domyślać daleko dłuższych i ciekawszych zatartych kronik więziennych. Z niejednej pozostał tylko wykrzyknik, lub wyraz niedostrzeżony, wyglądający jak kość od skieletu na cmentarzu.
Ta potrzeba wyrażenia swych myśli i zostawienia jakiejś pamiątki po sobie tak była gwałtowną, że szukała wszelkiego miejsca, gdzieby się bezpieczniej utulić mogła. Ślady napisów były na stoliku, na łóżku, na stołku, nawet na podłodze.
W jakiejś bajce mówią o głosach zamarzłych u lodowatego bieguna, które z wiosną tają i ulatują w powietrze; takie wrażenie jak te urywane wyrazy, czyniły na Karolu owe szczątki rozsypanych myśli i pamiętników cierpienia. Na stole ledwie dostrzeżonych było kilka wierszy drobniutkim charakterem pisanych, widocznie