którego z początku nie zrozumiał. Żołnierz coś mu wskazywał na stole, a palec kładł na ustach wzbraniając mówić i pytać. Niespokojny Karol, spoglądając na żołnierza, chwytał z kolei wszystko co mu przyniesiono, ale ten trząsł głową, dopóki nie wziął w rękę chleba. Widocznie w chlebie coś było ukrytego, Karol rozłamał go żywo i znalazł w nim kartkę malutką, zwiniętą w trąbkę, którą skwapliwie otworzył. Nieznaną mu ręką, charakterem kobiecym, napisane na niej były następujące słowa:
»Męstwa i cierpliwości i dobrych nadziei, powiedz czy ci czego nie trzeba, oddawcy wierzyć można«.
Pomimo tego zapewnienia, które mu zaraz na pamięć przywiodło, że żołnierz ów był Tomaszkiem, którego widział u panny Jadwigi, Karol nie bardzo dowierzał temu pośrednikowi. Wiedział on jakich środków i podstępów używają w więzieniu, aby się dobadać poszlaku winy, albo ją nawet stworzyć; stosunek z żołnierzem, a przez niego z zewnętrznym światem, był już występkiem w ich oczach, zresztą, choć się na kartce tej domyślał ręki Jadwigi, nie był pewnym, bo pisma jej nigdy nie widział. Zmiął więc karteczkę, a gdy żołnierz nietknięte zabierał jedzenie, szepnął mu tylko:
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/168
Ta strona została skorygowana.