towarzysza broni, ale jak do znakomitego dostojnika Mikołajewskiego.
— Panie jenerale — rzekł: z wielką pokorą i wymuszoną grzecznością, którą chciał zapłacić pierwszą swą niefortunną postawę. — Niech mi wolno będzie przypomnieć się po długich latach jako podkomendnemu i towarzyszowi broni.
— Ano, tak! Zarazem sobie waćpana przypomniał, gdy mi nazwisko powiedziano, zwano cię w pułku kartaczem?
— Miły Boże! Cóż to za pamięć pana jenerała! Jak mego Boga kocham, tyle lat!
— No, siadajże — rzekł jenerał dosyć zimno ale grzecznie.
— Nie wprzód, aż będę miał to szczęście panu jenerałowi mojego jedynaka zaprezentować.
Chłopak ukłonił się nizko.
— Piękny chłopiec, a czemu aspan nie oddasz go do wojska?
— Eh! Bo to matka wychuchała na pieszczoszka, zdrowia delikatnego, jakby mu przyszło to znosić, cośmy my przebywali, dyabliby nieboraka wzięli.
— A cóż myślisz z nim robić?
— Otóż to właśnie, przywiozłem go tutaj, dokończywszy edukacyi, żeby się w mieście przetarł i do obywatelskich posług nałożył. Umieszczę go w Towarzystwie Kredyto-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/18
Ta strona została skorygowana.